Od wielu lat tworzę kosmetyczną listę zachcianek, do której systematycznie dopisuję kolejne pozycje „must have”. Oczywiście nie jest tak, że wszystko biegnę i kupuję, ale jak kończy mi się dany kosmetyk bądź poprzedni się kompletnie nie sprawdził, zazwyczaj patrzę czy mam na liście coś z polecanych przez Was kosmetyków.
Baza Benefit the porefessional była na mojej liście dobrych kilku lat aż w końcu doczekała się zakupu. Miałam co do niej mocno wygórowane oczekiwania, bo wszyscy zapewniali że jest taka skuteczna. Całe szczęście, że skusiłam się na próbę na opakowanie 7,5 ml, które i tak kosztowało ok. 44 zł po rabacie. Jak się zapewne domyślacie, ten hit się u mnie nie sprawdził. Rozczarowanie było ogromne, bo jednak kosmetyk nie jest tani (biorąc pod uwagę zwłaszcza cenę pełnowymiarowej tubki…) a opinie ma rewelacyjne. Niestety jak to w życiu bywa, muszą być przypadki wyjątkowe takie jak ja, którym coś nie będzie odpowiadało. Zacznijmy od początku:
+/- baza idealnie wygładza skórę, faktycznie minimalizuje pory. Przynajmniej na godzinę… Szkoda że później już jej efekt zanika.
+ dobrze współpracuje z większością podkładów, ładnie się na niej rozprowadzają
+ ma przyjemną konsystencję i neutralny kolor
– makijaż nie ma przedłużonej trwałości, jest tak samo jak bez bazy
Tak więc zaliczyłam totalne rozczarowanie. I tak świetnie, że kupiłam tylko małą tubkę, którą już praktycznie zużyłam przeprowadzając testy na różnych podkładach, bo nie mogłam uwierzyć że u mnie kompletnie nie działa.
Zaraz po skreśleniu bazy Benefit the porefessional sięgnęłam po bazę AA beauty primer 360* anti-age baza wygładzająca + matowienie. Już sama długaśna nazwa spowodowała, że spojrzałam na nią z dużym zaciekawieniem 😉 Baza kosztuje mniej (30 zł) niż mikro tubeczka Benefitu, tyle że w przypadku AA mamy pełnowymiarowe opakowanie 30 ml. Prosty design, wygodna tubka z cienkim aplikatorem. Baza jest dość gęsta i treściwa, ale dobrze rozprowadza się po skórze. Efekt wygładzenia jest długotrwały. Baza widocznie przedłuża trwałość makijażu i niweluje zbyt szybkie błyszczenie skóry. Tak więc całkiem przypadkiem odkryłam świetny polski kosmetyk w rozsądnej cenie! I teraz serdecznie Wam go polecam. Wiem, że AA ma w swojej ofercie bazę typowo matującą, przy najbliższej okazji ją kupię, żeby się przekonać która dla mnie jest lepsza. Macie jakieś porównanie?
Razem z bazą na zdjęciach załapał się podkład AA Nude sensitive foundation odcień 01 cream. I ku mojemu zaskoczeniu, choć nie jest do skóry mieszanej i tłustej, tylko do wrażliwej sprawdził się u mnie całkiem nieźle. Ma wygodne opakowanie, idealną konsystencję, naturalny kolor i odpowiednie krycie. Nie wysusza skóry, nie podkreśla porów ani zmarszczek. Byłby ideałem gdyby nieco dłużej pozwolił mi utrzymać mat. Mimo wszystko bardzo go lubię bo z bazą AA spokojnie wytrzymuje 5 godzin w stanie idealnym bez poprawek. Jak na podkład „niematujący” to naprawdę dobry wynik, z resztą sam Revlon CS z bazą zapewnia mi mat maksymalnie na 6-7 godzin. Kolejny kosmetyk, który warto sprawdzić, zwłaszcza jeśli masz skórę wrażliwą, mieszaną bądź normalną.
Na pewno ją wypróbuję. Jestem ciekawa jak się sprawdzi u mnie.
Ja ją lubię zamiast kremu pod makijaż właśnie, też ma działanie pielęgnujące, ale nie jest tłusta 🙂
Coś faktycznie jest na rzeczy, bo już byłam w 2 Rossmannach i 1 Hebe i wykupiona