Od mniej więcej roku nie farbuję włosów. Zmęczyła mnie ciągła konieczność nakładania farb dla zachowania jednolitego koloru włosów. Zwłaszcza, że przy codziennym myciu głowy kolor wypłukuje się bardzo szybko. Dlatego kiedy byłam na etapie prawie idealnego dopasowania farby do naturalnych włosów, zwyczajnie przestałam je farbować. Po około 3 miesiącach, różnica nieco zaczęła mi przeszkadzać, dlatego zdecydowałam się na refleksy, dzięki którym “zgubiłam” wyraźne odcięcie między kolorami. Na razie jest mi tak dobrze, choć uważam, że korzystniej wyglądam w nieco przyciemnionych włosach i na pewno jeszcze do nich wrócę. Tymczasem doceniam ten stan, w którym nie jestem zmuszona do regularnego farbowania. W ostatnim czasie, pojawił się u mnie mały włosowy kryzys, miałam problem z doborem odpowiednich produktów do włosów, stały się osłabione i bardzo zmatowiały. Od dawna słyszałam o bezbarwnej hennie do włosów, tylko nigdy wcześniej nie miałam okazji wypróbować (wcześniej z powodzeniem stosowałam tradycyjne henny koloryzujące o których pisałam TU). Teraz pojawiła się idealna okazja na wypróbowanie tzw. bezbarwnej henny!